Mojej wyprawy na sloniu nie bede komentowac, wystarczy spojrzec na zdjecia. Udalo mi sie wejsc na slonia po trabie! :)
Ale mielismy piekny dzien.. Na poczatku Szerpa zabral nas na przejazdzke po starym miesie - rozowym miescie, ktore tak naprawde jest pomaranczowe nie rozowe:) Nie jest tak bardzo piekne, odrapane sciany itp ale nie o to chodzi. To sa Indie, tutaj piekno mierzy sei innymi wartosciami :) Palace jak palace, najlepsi sa ludzie:) Ciagle prosza nas o zdjecie, nie umiemy odmawiac, a jak zgadzamy sie na jedno od razu niewiadomo skad pojawia sie gromadach innych dzieci a wkrotce i cale rodziny!!! :)
Pozniej jedziemy do fortu Amber i trzeba przyznac ze ten jest naprawde piekny - ogromny fort polozony wsrod zielonych wzgorz. Wspinamy sie na sam szczyt do samego Jaigarh Fort i widok z tad jest niesamowity ale droga daje nam popalic przez niesamowity upal! Po drodze zaliczamy kilka(dziesiat!) sesji zdjeciowych z Hindusami co jeszcze bardziej nas wykancza.. Niektorzy nawet biegaja za nami i to nie tylko ci mlodzi ale nawet starsze kobiety! Po co?!?!?!?? :) Nie rozumiemy..
Wielu rzeczy tu nie rozumiemy jak np. po co Oni chca by robic Im zdjecia..? Ale dla mnie akurat to nie stanowi zadnego problemu, a wrecz przeciwnie - przyjemnosc:)
Dalej nasz Nepalczyk zabiera nas na przejazdzke na sloniu, haha:) Przejazdzka spokojna, slon kochany ale pozniejsza wspinaczka po trabie to dopiero byl wyczyn! :)
Pozniej jedziemy dalej do Nahargarg Fort, droga jest dluga, pelna dziur i pod gore, ale widok wspanialy, zwlaszcza ze akurat przyjezdzamy na zachod slonca! Jaipur z gory jest niesamowite, bardzo duze miasto i nawet tutaj na gore dobiegaja jego odglosy, ale te miasta tutaj sa glosne.. one doslownie zyja! Wszedzie, nawet z oddali slychac ich dzwieki - ruch, klaksony, muzyke.. Jakie to znowu inne, jakby sie ogladalo na jakims filmie.. ale tutaj tak jest naprawde!
Na gorze jemy kolacje a raczej obiad razem z Szerpa i opowiadamy sobie historie z zycia. Okazauje sie ze mamy nawet podobne bo On tak samo jak i my wyjechal ze swego kraju do pracy tyle ze my do Anglii a On do Indii. Mozna sobie wyobrazic jak ciezko musi byc w Nepalu skoro Jemu oplaca sie za 500 rupii(okolo 5 funtow??) wozic nas caly dzien.. I tak samo mama dzwoni do Niego co pare dni i sie martwi.. :) Jestesmy nawet w podobnym wieku.. Dziwne to zycie.. na tak wiele rzeczy nie mamy wplywu..
Pozniej jedziemy spowrotem do miasta i dajemy sie zawiezc do sklepu z ktorego nasz kolega ma profit. Ale akurat dobrze sie sklada bo chce sobie dac uszyc indyjskie ubrania. Te kobiety tutaj sa takie ladne i takjie wystrojone a ja w beznadziejnych spodniach albo nijakih bluzkach.. Wybieram wiec rozowy material na bluzke i niebieski na spodnie oraz fioletowa huste do tego i jutro o 13 ma byc gotowe :) Po negocjacjach cena spada do 900 rupii. A biedny Grzegorz podcazs gdy mnie mierza itp musi caly czas walczyc ze sklepikarzem i powtarzac mu ze nie potrzebuje zadnej nowej koszuli ani garnituru!! Haha:) A On nie jest w takich rzeczach dobry ale ma idealna szkole asertywnosci tutaj w Indiach co na pewno mu sie przyda a wrecz mysle ze juz od dawna tego potrzebowal! :)
Po wyborze "sari" jedziemy na kolcje i widzimy pierwszy raz od naszego przyjazdu deszcz! A mialo padac codziennie.. Ulice tona doslownie, od razu robi sie rzeka az boimy sie czy aby nasz tuk tuk nie zatonie, a miasto nadal zyje swoim zyciem - muzyka itp :)
No i to tyle wrazen na dzis, jutro Agra, ale najpierw jeszcze wybieramy sie na trag z bizuteria by wkoncu zaopatrzyc sie w duza ilosc bransoletek ( tzn ja:)
Pozdrawiamy z naszego malego palacu, w ktorym mamy nawet maly kacik komputerowy w hinduskim stylu( w pokoju!).