Na zyczenie Izy napisze kilka slow o swiatyni penisow:) Znajduje sie ona na samym koncu pieknej plazy Railay - jedynej plazy na ktora naprawde warto pojechac w okolicach Ao Nang, reszta jest nieciekawa, nie mowie o wyspach oczywiscie! Na Railay beach mozna dotrzec tylko lodzia tzw "long tail boat" czyli drewniana lodzia z dlugim ogonem:) za jedyne 80bahtow w 1 strone czyli ok 2 funty, 9zl. Wcale nie tanio! Tzn tanio ale spodziewalam sie ze w Tajlandii bedzie naprawde tanio a ceny sa podobne do polskich, no moze troszeczke nizsze. Lodka na Railey beach plynie ok 20minut, po drodze mozna podziwiac piekne formacje skalne wystajace z wody:) To co na Railey mi sie najbardziej podobalo to miejsce w barze na plazy pod palmami specjalne do lezenia z typowymi tajskimi poduszkami w ksztalcie trojkata i matami. Tak mozna lezec godzinami popijajac sobie drinki i rozkoszujac sie pieknym widokiem. No bo przeciez w takim klimacie nie da sie za bardzo nigdzie przemieszczac:) Chociaz i tak sie to nam udaje:) Ale wyjscie do swiatymi buddyjskiej z 1200 schodami, ktora tez jest na zdjeciach(glownie ja oblewajaca sie woda) to byla lekka przesada. W dodatku w srodku dnia, w samo poludnie. Po wyjsciu na gore nawet widok mnie nie zachwycal bo bylam taka padnieta.. Widok jest ladny, ale juz bym tam nie szla, najlepsze sa malpy biegajace u samego dolu i na tym etapie wspinaczki bym radzila poprzestac:) Chyba ze ktos ma nadmiar dzikiej energii jak Grzegorz, ktory wbiegal po schodach!:)Podziwiam! Ale mialam pisac o swiatyni penisow - jest sobie taka w jaskini na koncu plazy Railay. Nie wiemy po co i kto ja zalozyl, przewodnik Lonely Planet nic nie podaje, a Tajki ktore robily masaz turystom w jej poblizu niestety nie znaly angielskiego:( Sama swiatynia jest malutka ale penisy ogromne:) Tzn. sa rozne rodzaje, w zaleznosci od upodobania:)Grzegorz upodobal sobie ten najwiekszy i najbardziej kolorowy:):):) Hmm.. Sa tez malutkie wystrugane z cienkiego patyka. W srodku pala sie kadzidla i sa zlozone rozne dary, kto wie moze to kolejny bog hinduistyczny - bog penisow..??? W koncu tylu ich maja..
Poza tym skoro zalozeniem tego bloga jest podawanie informacji praktycznych dla podroznikow wiec napisze ze nie warto spedzac swoich wakacji w Ao Nang. Chyba ze ktos ma zamiar z tamtad robic wycieczki na pobliskie wyspy. Plaza nie jest zachwycajaca, bardzo waska, piasek nieladny i beton. Duzo sklepow, wcale nie tanio(na Koh Samui podobnie). O noclegach nie moge sie za bardzo wypowiedziec bo akurat mieszkalismy w ladnym i drogim miejscu ze wzgledu na nasza rocznice:) Ale pozniej wzielismy pokoj 3osobowy troszke dalej od plazy i wyszlo 130bahtow na osobe czyli ok 3funty. A warunki byly "pretty decent" czyli w miare niezle. W Ao Nang wyporzyczylismy skuter(200bahtow na caly dzien - 4euro!!!:):):) i pojechalismy do tej nieszczesnej swiatyni tygrysa bo tak sie ona nazywa(tak nazywa sie:D-Kononowicz,haha, pamietacie?:) gdzie musialam pokonywac 1200 schodow. Po drodze zjedlismy arbuzay z przydroznej budki zastanawiajac sie czy dziewczyna je sprzedajaca dostaje przynajmniej odpowiedznik placy arbuzowej w Polsce dokladnie w Ustroniu przy dwupasmowce:) - 30zl/dzien(od switu do zmierzchu!) Doszlismy do wniosku ze raczej nie.. A w drodze powrotnej zawitalismy na piekny targ z jedzeniem w miejscowosci Krabi - najwiekszym miescie w okolicy, w ogole nie wartym zobaczenia(oprocz targu:) Na targu zjedlismy duzo roznorakich potraw, ktore widac tez na zdjeciach:) To tyle o Ao Nang.