Trzeba przyznać, że nie polecałabym nikomu podróży pociągaiem marokańskim, choć w sumie to nie odbiegał on zbyt wiele standardom polskim. O wiele gorszy był jednak upał w nim panujący i zaduch. Mimo, że wyruszyliśmy już przed 5 rano z Casablanki i w Marakeszu mieliśmy być około 8:00 to i tak panował już nieznośny upał, a spać też się nie dało, bo na każdej stacji pociąg przybierał kolejnych mężczyzn ( tak, tylko mężczyzn!) prawdopodobnie udających się na pierwszą zmianę do pracy. Tak więc pociąg był pełny i ciężko było zasnąć, a za oknem ciągle ten sam, powtarzajacy się krajobraz - pomarańczowe, spalone słońcem pola i pustynia...
Po przyjeżdzie do Marakeszu, przywitał nas jeszcze większy upał, bo bryzy od oceanu, która jeszcze trochę orzeźwiała powietrze w Agadirze czy Casablance, tutaj już niestety nie było wcale:( A że stacja kolejowa była blisko autobusowej, postanowiliśmy pójść do znanej już nam wcześniej knajpki na smaczne, naleśnikowe śniadanie i herbatkę miętową, za którą niesamowicie tęsknię!
Ostatni dzień w Marakeszu spędziliśmy na poszukiwaniu ogrodów "Majorelle" co absolutnie nas wykończyło bo zgubiliśmy drogę i w pewnym momencie myśleliśmy, że już dłużej nie wytrzymamy tego upału. Nie ma to jak oszczędzać każdy grosz, zamiast wziąść taksówkę!
Podsumowując - w Maroku spędziliśmy bardzo fajne wakacje ale głównie za względu na zaprzyjaźnioną nam rodzinę, która wiele nam pomogła. Z miejsc, które odwiedziliśmy mogę szczerze polecić jedynie Marakesz - jest niezwykłym i naprawdę ciekawym miejscem.